Archiwum luty 2007


lut 11 2007 dla Martusi i Warchlaczka
Komentarze: 0

może to i częstochowskie, a może nawet gorzej, bo się nie rymuje.
ale wklejam, bo chcę mieć pamiątkę momentu, kiedy postanowiłem złożyć kilka słów dla mojej ciężarnej narzeczonej i jej/naszego ciężaru.
za kilka lat uśmieję się z tego setnie i może nawet Warchlaczek uśmieje się ze mną.
[Warchlaczek to nasze maleństwo, jeszcze nie wiemy, czy będzie nim czy nią, więc na razie ksywka Warchlaczek przechodzi... ;-)]
wiecie, jak cudowne jest kochać kogoś, kto dopiero kształtuje się w brzuchu ukochanej osoby?!
 

było nas dwoje, a jest troje
i choć algebra tu najmniej ważna
sprawiłaś, kotku, w sposób magiczny
że jest nas teraz półtora raza

sam nie wiem, jak to w słowa ubrać
czy to wzruszenie czy ekstaza
wciąż myślę o tym poruszony
z trudem pojmując magię świata

sama wiesz o tym doskonale
że bosko zawsze nam nie było
teraz wiem jedno - nie tylko Ciebie
kocham też w Tobie co przybyło

przybyło sporo, wypukłość widać
co wbija mnie dziś w dumę wielką
jesteś tak dla mnie śliczna teraz
że definicje piękna bledną

chcę by ten moment nam pozostał
by za lat wiele mieć wspomnienie
kochanie, nosisz nasze dziecko
to jest cudowne. stop. nic więcej

lukaszkowalski : :
lut 10 2007 ANS nie pisała reportaży, oj nie...
Komentarze: 4

nie wiem, może mi się wydaje, ale ostatnio jakoś dużo ludzi umiera. chodzi mi o tych ze znanymi nazwiskami. nie założę się, że statystycznie w ciągu ostatniego miesiąca walnęło ich w kalendarz więcej niż zwykle o tej porze, dopuszczam myśl, że coś się dzieje z moją percepcją, ale jakoś tak czuję.

ze szczerym żalem przyjąłem wiadomość o śmierci Kapuścińskiego. wielkie to było pióro. wielkie i niezastąpione, mam wrażenie.

przykro mi było, gdy ziemski padół opuściła Krystyna Feldman, aktorka wyjątkowa.

a dwa dni temu skończył się czas Anne Nicole Smith, znanej głównie z tego, że była króliczkiem Playboya.

niestosowne to zestawienia nazwisk - może ktoś uznać. wcale nie. i już wyjaśniam dlaczego.

po pierwsze - śmierć jest taka sama dla każdego. różnice znikają, gdy po raz ostatni łapie się powietrze. podobnie bezradni są wtedy wielcy, średni i mali tego świata.

po drugie - zmarłym i tak nie czyni różnicy, w jakim towarzystwie ich zestawimy. a jeśli nawet podobną różnicę uczyni, marne szanse, by dali nam znać.

po trzecie w końcu - Anne Nicole Smith nie była postacią bylejaką.

będąc produktem rocznika 1975, w wolną Polskę wchodziłem jako nastolatek. powoli robiło się normalnie. normalnie nie tylko w kwestii swobód, polityki, wyboru etc., normalnie również w kwestiach takich jak to, co można było znaleźć w kioskach.

no i w tych kioskach po jakimś czasie pojawił się Playboy. może ja już nawet wtedy nie byłem nastolatkiem (bo nie pamiętam, kiedy Playboy miał swój polski launch), w każdym razie w tym Playboyu była Anne Nicole Smith.

Polski są piękne - tak twierdzić będę nawet przypiekany czym tam się ludzi przypieka. ale Polki nie zawsze były piękne. dziś już nie zwracam uwagi na Króliczki magazynu P., wręcz wydają mi się plastikowe, nienaturalne, wyedytowane w każdym calu. ale gdy dzięki wczesnym numerom magazynu papy Heffnera mogliśmy oglądać Anne Nicole, na polskich ulicach jeszcze nie było tak dobrze, jak bywa teraz. Anne Nicole ze swoją cukierkową urodą, hoża, zdrowa, słodko-różowa, z wielkim biustem i w seksownych ciuchach (bo momentami jednak zdarzało jej się coś na siebie włożyć) - to było coś wow! chłopcom opadały szczęki. no, mnie w każdym razie opadła. a nie byłem sam i była to jedyna składowa korpusu, która opadała...

Anne Nicole chciała być Marilyn Monroe końca XX wieku. nie była, bo kino nie zawdzięcza jej zbyt wiele. jakieś dowcipy z Leslie Nielsen, jakaś rólka w filmie klasy C - mało, słabo, nic więcej na ten temat. ale w świecie popkultury potrafiła sobie umościć wygodne gniazdko. liczne rozbierane sesje, angaż w przełomowej kampanii producenta jeansów, w końcu ślub z miliarderem od ropy naftowej, który był od niej starszy o blisko 70 lat, a potem długi proces z rodziną małżonka o wielkie pieniądze. bo nasz bohater od ropy jakiś rok po ślubie odszedł z tego świata. Anne Nicole trafiła do Sądu Najwyższego, w międzyczasie strasznie przytyła, ale potrafiła to zdyskontować w ten sposób, że stała się gwiazdą telewizyjnego reality show, w którym schudła.

Ameryka ją kochała, bo pochodziła z pierdziszewa, przez które raz na jakiś czas przejedzie wielka ciężarówka, faceci noszą ogrodniczki i czapki z daszkami, a kilka mil od stanowiącego centrum baru z tłustymi hamburgerami swój XIX wiek wciąż mają Amisze. pochodziła więc znikąd, a z gracją poruszała się po grubych czerwonych dywanach Hollywood.

potem dziwną i nagłą śmiercią zmarł jej 20-letni syn, owoc młodzieńczego szaleństwa, którego do szaleństwa kochała. chwilę wcześniej urodziła córeczkę. otępiona środkami na uspokojenie wzięła ślub. podobno nie do końca wiedziała z kim, a na pewno nie do końca było wiadomo, kto jest ojcem córeczki - w tej sprawie toczył się nawet proces, bo potencjalnych ojców było przynajmniej dwóch.

ale Ameryka wciąż ją kochała. bo była. była blond, bajecznie bogata i działa jej się krzywda.

Anne Nicole Smith jest dla mnie kolejnym przykładem na to, że niezbadane są wyroki popkultury. i że nigdy nie będzie uniwersalnej recepty na jej sztandarowe produkty.

a teraz zmarła. nie do końca jeszcze wiadomo na co - autopsja zakończyła się tym, że potrzeba kolejnej autopsji. znalazła ją w hotelowym pokoju osobista pielęgniarka. nie do końca wiadomo, po co miała pielęgniarkę. reanimował ją osobisty ochroniarz. przepytana jakiś czas temu w telewizyjnym wywiadzie jej matka powiedziała, że po śmierci ukochanego syna, Anne Nicole musi uważać. bo może być następna. nikt nie powiedział, czy babcia wiedziała, że sekcja zwłok wnuka wykazała końskie dawki narkotyków w organizmie. babcia w każdym razie była przejęta, głos jej drżał, a telewizja to pokazywała.

pewnie już wkrótce poznamy szczegóły dotyczące śmierci Anne Nicole Smith. a może nie poznamy? miała 39 lat i z pewnością nikt nie przypuszczał, że umrze właśnie w ten taki zwykły dzień niemal z samego początku lutego.

czy to wystarczy, by stała się postacią kultową? czy ja się teraz wygłupiam? nie, skądże, piszę w końcu o osobie, dla której największe amerykańskie tabloidy często rezerwowały swoje okładki.

i wiem, że jeżeli ktoś przebrnął przez ten efekt 20-minutowej pisaniny, to pewnie dalej nie wie, czemu umieściłem blondaskę z okładki Playboya obok wybitnej aktorki i jednego z największych światowych pisarzy ostatniego 50-lecia (przynajmniej). zestawiłem Anne Nicole Smith i Ryszarda Kapuścińskiego w wyszukiwarce Google.

ANS: 6,7 mln wyszukań w 0,5 sekundy - RK 2,3 mln wyszukań w 0,5 sekundy

wiem, wiem, nie powinienem był.

lukaszkowalski : :
lut 08 2007 na pamiątkę Złotych Tarasów (i Henryka...
Komentarze: 2

w Warszawie otworzono nowe centrum handlowe i ponoć fani shoppingu stali przed nim już na kilka godzin przed great entrance. nie do końca wiadomo, czy byli to fani shoppingu w rzeczy samej, czy też fani łażenia po i obijania się od przeszklonych ścian galerii, w każdym razie - był tłumek.

od razu podniosła się pewna wrzawa, z której dało się wyłowić hasła: konsumpcjonizm, materializm etc. że niby lud u nas, nawet w stolicy, ciemny, i w głowie mu tylko nabywanie i wydawanie. i że to źle, a przynajmniej - niedobrze.

a co niby lud ma mieć w głowie? - zapytam. no co?!

wzniosłe idee, uduchowienie, poezję Miłosza, pierdoły Herberta, Kanta z Heglem w tyłku i nirwanę via łuny z pępka?

co tak naprawdę złego jest w hedonizmie, chęci posiadania, materializmie? no, w takich przyjemnostkach, które wcale nie są najłatwiejsze, ale jakoś możemy je sobie zorganizować i choć przez moment nacieszyć się czymś drobnym (bądź większym), a w oderwaniu od codziennego mozołu.

(ten codzienny mozoł [czy mozół...?, mozół chyba, kurde, nie wiem, wstyd mi...] to taki ciężki ma wydźwięk, ale, kurde, wydał mi się nieodzowny.)

elity intelektualne zawsze mają za złe normalnym ludziom, że są płytcy. że podstawą ich egzystencji nie jest duchowość, tylko ten odrażający materializm. ta paskudna chęć posiadania. że w ich głowie RZECZ, a nie DUCH. może dosrywam teraz elitom intelektualnym, generalizuję i spłycam, ale ponieważ są w ich szeregach prezentujący podobną postawę, to trudno - niech mają za swoje...

duchowość to rzecz potrzebna, nie kłócę się. daje siłę, wzbogaca, umacnia, buduje. ale posiadanie też ma swoje plusy. i nie są to plusy tylko płytkie. bo w końcu duchowość zaszumi w głowie i może kiedyś/gdzieś tam w przyszłości zaprocentuje. a twarde, rzeczowe/materialne posiadanie mamy w końcu w łapkach, prawda?

wielki poeta poci się, by stworzyć coś uduchowionego, co połączy go z absolutem. normalny człowiek łączy się z Absolutem (najlepiej Ruby Red) i też jest uduchowiony. owszem, czasami odbije mu się, da komuś w mordę, prześpi się z partnerem, którego w stanie nieAbsolutnym może by i nie wybrał, a potem może mieć kaca. ale przynajmniej ma coś w ręku. choćby był to i potworny ból głowy. uduchowiony intelektualista musi zaś czekać na to, aż ktoś go zrozumie. wielki szacunek dla niego, że czeka. czasami trwa to dłużej, niż ziemski limit przemijania...

nie byłem w tłumie, który stał pod nowym centrum handlowym.

lubię posiadać, acz obsesji nie mam. choć mógłbym mieć, gdybym miał więcej wolnego czasu.

nie neguję też jakoś strasznie postaw intelektualnych, choć w sumie pisząc to, naigrywam się niewątpliwie.

no bo jak to w ogóle brzmi - intelektualizm...

Miłosz, Herbert? przykro mi, że nie żyją. Hegla i Kanta też mi żal. jak wszystkich umarłych.

czy mam jakąś konkluzję?

a skądże.

(pardon, to nie konkluzja, dygresja tylko - Kenneth Branagh właśnie na TVP1 odgrywa Henryka V by Shakespeare i wygląda jak popowy wokalista z najlepszego okresu ery new romantic...)

więc - a skądże.

no i jeszcze jedna rzecz. te kilka słów nie było sponsorowanych przez Absoluta. ale może być, jeśli się odezwie ;-)

do zobaczenia.

lukaszkowalski : :
lut 04 2007 kto jest debilem, co...?!!
Komentarze: 2

no i właśnie dowiedziałem się, że nie zostałem milionerem. dowiedziałem się tego trochę z drugiej ręki, bo nie sprawdziłem kuponu, ale skoro grałem o 4 miliony, a w środę jest kumulacja i można wygrać 7 milionów, wszystko wydaje się jasne...

w lotka grywam często. tak często, jak pamiętam, by kupić los. i chociaż przeczytałem kiedyś na własne oczy, że sam Robert Makłowicz mówi, że w lotka grają tylko debile, to w tym samym tekście (wywiad był to, w Przekroju) Piotr Najsztub powiedział, że on gra. a Najsztub nie jest debilem.

ciekawe, co zrobiłby Makłowicz, gdyby wygrał w lotka... pewnie by się nie przyznał.

w każdym razie, milionerem nie jestem. dalej więc muszę pracować w korporacji, czego mam już szczerze dość. czuję jednak, że ten epizod powoli się kończy. nie, nie, nie wierzę w wygraną w lotka. raczej w to, że coś się zmieni. nie wchodźmy jednak w szczegóły...

lukaszkowalski : :